wtorek, 30 kwietnia 2013

4 rozdział

4 rozdział 
- Droga Samanto, czy możesz nam powiedzieć z łaski swojej, gdzieś Ty się podziewała przez całą noc?! - na powitanie usłyszałam krzyki Melani. Nie wiedziałam co powiedzieć. No słuchaj, chcieli mnie zgwałcić i spałam u członka z zespołu One Direction. Ha ha ha, bardzo śmieszne, na pewno by mi uwierzyła. 
- No wiesz tu i tam. Zwiedzałam Londyn - uśmiechnęłam się niewinnie. Uwierzcie mi, gdyby wzrok mógł zabijać, to byłabym właśnie martwa. 
- Ty wiesz, że na imprezie byłaś nawalona? A jakby ktoś Cię zgwałcił w krzakach?! Pomyślałaś o tym, hm?! - przypomniałam sobie znowu obce ręce, na moim ciele i od razu się skrzywiłam. Nie chciałam jej powiedzieć, iż byłam tego bliska. Nie wiem jakby na to zareagowała, raczej nie byłaby zadowolona. 
- Dobra wyluzuj. Nic mi się nie stało i żyje. Jestem dorosła i sama decyduje co oraz gdzie robię. Jasne?
krzyknęłam i poleciałam do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Położyłam się na tapczanie i zdjęłam kurtę bruneta. Patrzyłam się na nią, jak głupi do sera. Zwykła czarna skórzana kurtka. Pachniała Zayn'em. Ktoś obcy pomyślałby, że jestem dziwna, ale ja nie wiedziałam co zrobić z tą kurtką. Nie mam jego numeru, a jedynym wyjściem byłoby pójść do jego domu. Jednak ja jestem z natury leniwa i nie miałam ochoty wychodzić z domu, ale... coś mi mówiło, że powinnam pójść. Więc wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w pierwsze lepszy ciuch, zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam. Było trochę zimno i nałożyłam sobie jego kurtkę. Tak na chwile, by nie zmarznąć. Przechodząc przez park zobaczyłam ludzi grających w siatkówkę plażową. W śród nich był też mój "wybawca" z placu zabaw.Od razu mnie zauważył i zawołał. Z niechceniem podeszłam do niego i z wymuszonym uśmiechem zdobyłam się na zwykłe "cześć".
- Dzisiaj nie musisz mnie ratować z opresji - zażartowałam, a on cicho parsknął.
- To dobrze, bo chyba zacznę pobierać za to opłaty - przewróciłam oczami. Patrzyłam jak facet zagrywa piłkę, a przeciwnicy przygotowują się do odbioru. Przypomniałam sobie moje treningi. Sport, który kochałam - co Cię tak wciągnęło? - podążył za moim wzrokiem - chcesz zagrać? - spojrzałam się na niego spode łba.
- Nie wiem, dawno nie grałam - skrzywiłam się. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę graczy. O dziwo nie opierałam mu się.
- Ludzie poznajcie księżniczkę - nie wierzyłam. Księżniczkę? Poważnie?
- Sam - przedstawiłam się, podając kuksańca blondynowi - tak w sumie to ja nie wiem, jak Ty się nazywasz - powiedziałam do niego szeptem. Rozśmieszyłam go.
- Matt - pocałował mnie w czubek dłoni, a ja oczywiście puściłam buraka - więc zaczynamy mecz? Ja jestem w drużynie z Sam - szturchnął mnie łokciem.
No i rozpoczął się mały sparing. Zdjęłam koturny i wpychałam pace u stopy w piasek. Byłam rozgrywającą. Uparłam się na tą pozycje, ponieważ na treningach również nią byłam. Matt zdziwił się, że tak dobrze gram. Sama nie myślałam, że coś jeszcze pamiętam, ale jak widać gra w siatkówkę, to jak jazda na rowerze. Jak się nauczysz, nie zapomnisz. Czułam się w jak ryba w wodzie. Brakowało mi tego, odbijając piłkę czułam się jak w siódmym niebie. Nic mi tak dawno nie sprawiło przyjemności. Byłam szczęśliwa i wesoła, a blondyn chwalił moje wystawy. Oczywiście wygraliśmy i nowo zapoznani ludzi zaprosili mnie na hale. Zgodziłam się bez namysłu i wymieniłam się numerem telefonu z moim wcześniej zapoznanym kolegą. Stwierdziłam, że nie jest taki zły, jak sądziłam wcześniej. Przynajmniej miło spędziłam czas. O mało co nie zapomniałam, że miałam oddać kurtkę Zayn' owi.
- Dzięki za grę - rzuciłam na pożegnanie Mattowi. Przytulił mnie mocno w odpowiedzi.
- Nie ma za co? Może Cię odprowadzę? - zaproponował.
- Z przyjemnością, ale mam sprawę do załatwienia - zrobił smutną mordkę - jak chcesz możesz iść ze mną. Muszę oddać tylko kurtkę znajomemu i wracam do domu.
- Czemu nie? - rozpromienił się.
Szliśmy w stronę luksusowej willi rozmawiając i poznając się bardziej. Jak chciał zapalić papierosa, ja mu wyrywałam i nie pozwalałam palić przy mnie. Po trzeciej próbie zrezygnował. Udawał wielce obrażonego, ale nie potrafił zbyt długo być poważny. Świetnie się z nim dogadywałam. Pomyślałam, że mam z kim się spotykać na mieście, kiedy Melani będzie zabawiać się z Marthą. Po godzinie byliśmy już na miejscu, cudem zapamiętałam miejsce zamieszkania bruneta.
- Poczekasz chwilę? - kiwnął głową. Otworzyłam bramę i podbiegłam pod drzwi wejściowe. Zapukałam, a otworzył mi blondyn.
- Co jest? - zapytał znudzony.
- Zastałam Zayna? - popatrzył chwilę na mnie, a ja szybko ściągnęłam kurtkę - zapomniałam mu oddać - pokiwałam mu nią przed nosem.
- Wejdź - rozszerzył wrota. Weszłam niepewnie i chłopak zaprowadził mnie do salonu - usiądź sobie, ja pójdę po niego - uśmiechnęłam się wdzięcznie. Po chwili brunet zbiegł po schodach, a na mój widok się rozpromienił.
- Co tu robisz? Jak się czujesz? - szybkim ruchem wskoczył obok mnie na tapczan.
- Zapomniałam oddać Ci kurtki? - westchnęłam i położyłam mu na kolana - chociaż nie wiem czy Ci ją oddam, bo mi się spodobałam - zaśmiałam się, a on popatrzył mi się w oczy i się zamyślił.
- Weź ją sobie - oddał mi ją.
- Dziękuję - pokazałam dołeczki, a on chwycił mnie za rękę.
- A jak się czujesz - zastanowił się nad słowami - psychicznie? - wiedziałam o co mu chodzi. Od razu spochmurniałam i mocniej ścisnęłam mu dłoń.
- Żyje - stwierdziłam jak gdyby nigdy nic - nie wracajmy do tego.
- Jesteś stąd? - zmienił temat.
- Nie. To znaczy kiedyś tu mieszkałam, ale to dawno. Ogólnie wychowałaś się w Los Angeles - odwróciłam wzrok.
- To może oprowadzę Cię jutro po Londynie?
- Z wielką przyjemnością - zarumieniłam się. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, ale przerwał nam blondyn, który otworzył mi drzwi.
- Stary, zaraz mamy wywiad - brunet głęboko westchnął i wstał. Nadal trzymał mnie za rękę, więc i ja wstałam - już masz nową laskę? - puścił mi oczko.
- Ja może już wrócę do domu - szepnęłam. Chciałam zwrócić się do wyjścia, ale on mnie nie puszczał.
- Chcesz się przejechać do telewizji? - zaproponował.
- Przepraszam, ale znajomy na mnie czeka przed drzwiami - przypomniałam sobie, że czeka na mnie Matt. Przytuliłam go mocno i obdarowałam całusem w policzek. Wzięłam kurtkę i kierowałam się do wyjścia - do jutra, będę na Ciebie czekać - pomachałam na pożegnanie.
Matt siedział na krawężniku i palił papierosa. Widać, że się nudził, ale na mój widok szybko się rozpromienił i wyrzucił niedopałek.
- Dłużej się nie dało? - zażartował.
- Wracajmy - pogoniłam go. Spojrzałam się raz jeszcze na wielki dom i spostrzegłam Zayna, mi ostatni uśmiech na pożegnanie. 

czwartek, 18 kwietnia 2013

3 rozdział

Wielkimi krokami zbliżał się wieczór, a my nie miałyśmy w co ubrać. Kompletnie o tym nie pomyślałam. Naszym zbawcą okazała się znowu Martha. Pożyczyła nam dwa zestawy. Ja ubrałam sukienkę turkusową, czarne szpilki i torebkę. Do tego drobne dodatki.
Melani założyła czarny żakiet, białą bluzkę z koronką, czarne szorty i szpilki z ćwiekami. Natomiast Martha założyła biało czarną sukienkę i kremowe szpilki.Trzeba było przyznać, że wyglądałyśmy ślicznie. Nawet ja. Skromnie mówiąc. Czekałyśmy już tylko na taxi, ale przed wyjściem ciotka chciała ze mną porozmawiać. Oczywiście nie miałam nic przeciwko i podążyłyśmy do kuchni.
- Pięknie wyglądasz - skomplementowała. Podziękowałam jej skinieniem głowy i małym uśmiechem.
- Czy coś się stało? - spytałam.
- Coś mnie zastanawia - przybrała poważną minę - czy ojciec pozostawił Ci może jakiś spadek. Na przykład jakąś kartkę, której w ogóle nie rozumiesz?
- Nie - odwróciłam wzrok - dostałam tylko list pożegnalny. Znalazłam go niedawno, jeszcze w Los Angeles.
- Co Ci tam pisał? - nie dawała za wygraną.
- Nic  takiego. Podobno wpakował się w coś strasznego - westchnęłam ledwo powstrzymując się od płaczu.
- A wiesz może w co?
- Nie, nic nie wiem. A czemu pytasz?
- Po prostu jestem ciekawa - przybrała znowu słodki ton - był moim szwagrem i nic nie wiem, chyba rozumiesz - udała, że wyciera łzę. Miałam złe przeczucia - leć już na tą balangę z dziewczynami - wstała z krzesła i ucałowała mnie w czoło, po czym wyszła z pomieszczenia.
W samochodzie Melani i Martha rozmawiały na temat One Direction. Dowiedziałam się, że jedziemy do klubu, gdzie chłopacy często przebywają. Nie miałam nic przeciwko temu, bylebym nie spotkała tego błazna, jak mu tam... Zayna. Do teraz bolał mnie nos, ale na szczęście nic strasznego mi nie dolegało. Martha miała obsesje na punkcie Nialla , moja przyjaciółka zakochała się w Harrym. Nie miałam zielonego pojęcia jak oni wyglądają i mi to nie przeszkadzało. Jak spojrzałam na kierowcę wiedziałam, że jest już powoli wkurzony piskami dziewczyn "jaki on jest śliczny", "jak on bosko śpiewa", "będzie moim mężem" i inne podobne pierdoły. Nie dziwie się mu, sama miałam ochotę zakleić im usta taśmą, by umilkły. Również nie poznawałam Melani. Zwykle nie przywiązywała się do ludzi w tak krótkim czasie. Odnosiła się do nich bezczelnie i bez szacunku. Nie ufała im, oraz próbowała unikać każdego. A tu taka Martha stała się dobrą kumpelą. Nie żebym była zazdrosna, ale było to dziwnie. Zaparkowaliśmy przed wielkim wejściem do budynku, w którym zaraz miałyśmy się zabawić. Rudowłosa dziewczyna zapłaciła naszemu kierowcy i szybko wyszłyśmy z pojazdu. Ochroniarz spojrzał się na nas i hestem ręki wskazał nam wejście. Słyszałyśmy za plecami piski czekających w kolejce. Jednak zapomniałam o wszystkim gdy zobaczyłam wnętrze. Było wystrzałowo! Ściany były niebiesko czarne pokryte brokatem. Było ciemno, ale reflektory dopasowywały się do rytmu muzyki. Było osobne pomieszczenie do tańczenia i siedzenia. Fotele były białe, a stoliki czarne. Były dwa identyczne bary. Jeden tutaj i drugi na parkiecie. Miejsce cieszyło moje oko. Długo nie siedziałyśmy. Migiem podążyłyśmy na środek wirujących ludzi w tle szybkich nut. Skakałyśmy i obracałyśmy się uwodzicielsko rozpalając powoli pijanych mężczyzn. Wypiłam wtedy już dwa drinki. Tańczyłam z jakimś facetem, nie wiele starszym ode mnie. Wypiłam kolejne litry alkoholu i w końcu straciłam rachubę. Pamiętam, że dziewczyny nie pozwalały mi pić, ale ja robiłam co chcę. Później mój partner taneczny zaczął mnie dotykać po piersiach i tyłku. Odmawiałam mu i odpychałam, ale on nie odstępował. Był coraz bardziej nachalny, a ja zaczęłam krzyczeć głośno. Nikt nie reagowałam. Błagałam o pomoc. Nie pomagało. Czułam jak jego ręką wędruje pod sukienkę i dobiera się do majtek. Ugryzłam go mocno w szyje i puścił ale jednak po chwili mnie złapał i znowu próbowałam mnie zgwałcić. Nagle wylądował na podłodze wyraźnie przez kogoś znokautowany. Spojrzałam przez moje zamglone oczy w stronę mojego wybawcy. Siedziałam skulona w koncie i prosiłam by mnie zostawił. Płakałam cała przestraszona. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Byłam bez bronna i wyczerpana. Moje ciało drgało z zimna. Poczułam na sobie czyjąś kurtkę. Patrzyłam się na tego kogoś i nie byłam w stanie nawet go rozpoznać. Nie miałam siły i bałam się. Zaczęłam wołać tatę. Chciałam by mi pomógł, przytulił, pocieszył... ale on nie przychodził. Ani znaku. Nie wysłuchał mnie. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i poczułam jak ktoś mnie unosi. Wtuliłam się w pierś nieznajomego i szlochałam. Nie obchodziło mnie kto to jest. Było mi to obojętny, ważne bym się stąd wyniosła. Jak najdalej stąd. Chwyciłam naszyjnik, który wisiał beztrosko na mojej szyi i poczułam się lepiej. Zasnęłam.
***
Obudziłam się w białym pokoju. Przetarłam oczy i nie wierzyłam. To nie był mój nowy pokój. Nie wiedziałam gdzie jestem. Leżałam w ogromnym łóżku, godnym samej królowej. Ubrana byłam w sukienkę, którą miałam wczoraj na sobie. Na kanapie leżał mężczyzna odwrócony tyłem. Nie znałam go. I nagle w jednej sekundzie wszystkie wspomnienia uderzyły mnie jak ogromna fala tsunami. Impreza, alkohol, taniec, chłopak, ręce wędrujące po moim ciele, bohater, strach, przerażenie, płacz, krzyki, sen. Wyskoczyłam z łóżka i spojrzałam na chłopaka. Był opalonym brunetem. Wydawało mi się, że skądś go znam. I kiedy się odwrócił zamarłam. Czy to możliwe, że barani łeb, który walnął mnie drzwiami w nos uratował mnie przed gwałtem?! Obudził się i wydał cichy krzyk. Przestraszyłam go. Nie dziwie się, pewnie sama zareagowałbym podobnie gdyby ktoś stał nade mną tak jak ja stałam. Cofnęłam się i uważnie go obserwowałam. Nie mogłam się odezwać. Zayn błyskawicznie wstał i podszedł do mnie zatroskany. 
- Jak się czujesz? - spodziewałam się jakiegoś podstępu. Jego klatka piersiowa sprawiła, że nie mogłam się odezwać. Tylko jedna myśl. Apollo.
- A jak sądzisz? - kazał mi usiąść i wyszedł na chwile z pokoju. Wrócił z tabletką w ręce i szklanką wody. - Dziękuje - rzekłam odbierając jego podarunki - dziękuję, że mi pomogłeś... gdyby nie ty...- do oczy napływały mi łzy.
- Nic nie mów - posłał mi ciepły uśmiech - taka mała rekompensata za nos - zażartował i dotknął miejsce, gdzie mi przywalił. O dziwo, uśmiechnęłam się. Chwyciłam mój wisiorek. Taki tik. Spojrzałam na niego i przeczytałam napis " TO A.M. - PŁOMIEŃ POKAŻE PRAWDĘ". Nigdy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Nieraz przyglądałam się naszyjnikowi, ale nie zauważyłam tego - coś się stało? 
- Nie nic, tylko... - urwałam zastanawiając się nad tym co odkryłam - wiesz co to A.M. ? 
zamyślił się, ale po chwili pokręcił głową. Spojrzałam się jego piwne oczy. On również mi się przypatrywał. Nie zauważyłam kiedy nasze dłonie się splotły. Nie przeszkadzało mi to, bo czułam się dobrze w jego towarzystwie. Mimo, że o mało co nie złamał mi nos. Chyba każdy zasługuje na szanse. Przybliżył się do mnie, a ja do niego. Nasze usta dzieliły jedynie minimetry. Z każdą sekunda były coraz bliżej. Kiedy miał już mnie pocałować, zadzwonił telefon. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Odebrałam. 
- Sam?! - usłyszałam głos Melani - gdzie Ty jesteś? Cholera jasna, wiesz jak się martwię?! Odpowiedz mi, błagam! Nic Ci nie jest? - panikowała. Zapomniałam, że wróciły beze mnie. 
- Nic mi nie jest. Zaraz wrócę do domu.
- Gdzie jesteś?
- No... - nie wiedziałam gdzie jestem. Rany... - nieważne. Zaraz będę - rozłączyłam się i zwróciłam się do Zayna - wiesz może jak wrócę do domu?
- Zawiozę Cię - odsłonił w uśmiechu swoje białe zęby. 
Po chwili schodziłam chodami na dół jakoś tam ogarnięta. Po prostu zmyłam rozmazany makijaż i spięłam włosy. 
- Oo nowa zdobycz? - usłyszałam czyiś głos za plecami. odwróciłam się i zobaczyłam chłopca w lokach - kim jesteś? 
- Ja... jestem Samanta, jestem Sam - nie lubiłam poznawać nowych ludzi. Głupio się jąkałam.  Domyślałam się, że to jeden z członków zespołu mulata - a ty ? 
- Ja? 
- No Ty, przecież ja się przedstawiłam. 
- Harry - i z odsieczą zbiegł Zayn. 
- Zostaw ją - warknął. 
- Brachu spokojnie - podniósł ręce w geście pokoju - sprowadzasz laske, która nie wie kim jesteśmy? - zaśmiał się. 
- Nie Twoja sprawa - Założył mi kurtkę na plecy i zostawiliśmy jego współlokatora. 
- Wiesz, ja dam sobie radę - zaproponowałam, lecz on już otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam i nie odezwałam się ani słowem, póki nie znaleźliśmy się pod moim domem - dziękuję. Naprawdę jestem Ci wdzięczna. 
- Nie dziękuj. Ważne, że nic Ci nie jest - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Następnie wysiadłam i wrócił do domu. Jak odjechał zauważyłam, że mam jego kurtkę. 
- Jasna cholera - mruknęłam pod nosem. 

~~~~~

koniec rozdziału. Przepraszam za błędy i  w ogóle. ; ) Wiem, że akcja szybko się dzieje, ale tak ma być. Rozumiem też, że macie wrażenie, iż będzie to typowe opowidanie o 1D. Poznanie, zakochanie i żyli długo i szczęśliwie. Owszem, początek może się taki zdawać, ale wierzcie mi na słowo. Wszystko się rozkręci w swoim czasie. Wiem już nawet jakie będzie zakończenie i liczę, że was nie zawiodę swoim pomysłem. ; )
KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA MNIE MOTYWACJĄ DO DALSZEGO PISANIA ! <3 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

2 rozdział

Rozdział 2

Martha zabrała nas na spacer po Londynie byśmy mogły obeznać się na nowym terenie. Ja osobiście już zdążyłam zapomnieć jak to jest tutaj mieszkać. Chodź przyznam, że nie brakowało mi tutejszego deszczu. Moja kuzynka cały czas puszczała nam piosenki tego całego zespołu. Przyznam, że nie były złe, chodź ja bardziej gustuje w rocku. Melani za to była zachwycona ich muzyką i nie mogła się doczekać aż zobaczy ich zdjęcia. W miarę upływu czasu powoli zaczynałam przypominać sobie ulice. Przechodziłyśmy obok placu zabaw, na który często chodziłam z tatą. Usiadłam tam na ławce i pozwoliłam na chwilę wyzwolić się wspomnieniom. W jednej sekundzie pojawił mi się obraz kiedy spadłam z drabinki i leciała mi krew z kolana. Płakałam jak opętana, przez co na twarzy zaraz pojawił mi  się uśmiech. Pytał mi się wtedy czy złapałam zająca w żartobliwy sposób. Wkurzałam się, że nie bierze mojego upadku na poważnie. Odpowiedział mi wtedy, iż to mała ranka i zaraz zniknie. Wyjął chusteczkę i polał nią wodą po czym przyłożył mi ją do zranionego miejsca. Podmuchał chwilę i obiecał, że w mgnieniu oka ból sobie pójdzie. Wstałam z ławki i poszłam na tą drabinkę. Wspięłam się na sam szczyt i usiadłam podziwiając placyk z małej wysokości. Dziewczyny dziwnie się na mnie patrzyły, ale postanowiłam to olać. Jednak kiedy chciałam zejść zachwiałam się i runęłam w dół. Na szczęście złapał mnie jakiś obcy mi chłopak. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Zawstydzona wstałam i popatrzyłam na niego nieśmiało. 
- Nic Ci nie jest? - spytał zatroskany.
- Nie, dzięki za uratowanie mi życia. Doprawdy z tak wysoka mogłam skręcić sobie kark - odpowiedziałam sarkastycznie. Chłopak się jednak tylko zaśmiał. 
- Ratowanie pięknych kobiet z opresji to czysta przyjemność - Zmierzyłam go i uśmiechnęłam się krzywo. 
- Jasne. Leć, bo zaraz inna zrobi sobie kuku, a Ciebie nie będzie - odwróciłam się i odeszłam. On jednak złapał mnie za ramię i chwycił za dłoń.
- Matt jestem - uśmiechnął się szeroko. Chciałam puścić go, ale on mi na to nie pozwalał - Kultura wymaga się przedstawić.
- Ja niestety nie jestem kulturalna - odpowiedziałam ironicznie - żegnam. Puściłam mu oczko i się wyrwałam, a następnie zwróciłam się w stronę dziewczyn. Matt jednak nie dawał za wygraną i pobiegł w moją stronę - czego jeszcze chcesz?
- Poznać Twoje imię - zrobił minę słodkiego szczeniaka. Roześmiałam się, a on wyjął papierosa. Zwrócił paczkę malboro goldów w moją stronę i podniósł jedną brew. 
- Nie palę - odepchnęłam tą paczkę - ty też nie powinieneś. 
- A umówisz się ze mną? - wzięłam mu tą paczkę i wyrzuciłam do śmieci - Co Ty odwalasz?!
- Pomagam Ci rzucić palenie - obdarowałam go całusem w policzek i odeszłam. Tym razem mnie nie powstrzymywał. 
Pytałam się dziewczyn, dlaczego nie podeszły mi na ratunek. Stwierdziły, że nie chciały przeszkadzać mi w tak romantycznej chwili. Co za ironia. Wróciłyśmy do domu. Martha powiedziała, że był to nasz sąsiad, jej dobry przyjaciel. Westchnęłam tylko smutno i zakończyłam temat. 
Po powrocie do domu postanowiłam pobiegać. Robiłam to codziennie, bez wyjątku. Włożyłam słuchawki do uszu i jedynym co teraz istniało to muzyka i ruch. Jednak kiedy wparowałam w drzwi, które ktoś sobie postanowił otworzyć, dostałam ataku złości. 
- Jak biegasz?! - wykrzyczał do mnie nieznajomy - Widać, że blondynka. 
- Czy to ja sama wjebałam się w te cholerne drzwi?! - chwyciłam się za nos i na palcach zobaczyłam krew - i widzisz co zrobiłeś tępy bałwanie?!  - cholernie mnie bolał nos. Miałam ochot rozszarpać go gołymi rękami. 
- Nie moja wina. Bieganie nie jest dla wszystkich - zaśmiał się wrednie. Zdjął swoje okulary i zauważyłam, że ma brązowe oczy. Jego włosy były czarne. Całkiem przystojny. 
- Wypadałoby przeprosić kretynie - warknęłam. Widać było, że był rozbawiony całą tą sytuacją, a mnie krew zalewała. 
- I co jeszcze? Ewentualnie mogę podwieźć Cię do szpitala. 
- Dam sobie radę sama -co on sobie myślał? Idiota. 
- Chodź blondi. 
- Mam imię czarnulku. 
- To jak mam do Ciebie mówić?
- Sam. 
- Zayn - ściągnął z głowy kaptur i zrobił dziwną pozę. 
- Dostałeś paraliżu? 
- Nie. W tym momencie powinnaś chcieć zaciągnąć mnie do łóżka - wyśmiałam go. Zgarnął tylko ode mnie płaskiego w twarz - Ocipiałaś?! 
- Kim Ty jesteś, że pierdolisz takie głupoty?! 
- Nie wiesz?
- A powinnam? - odpowiedział pytaniem na pytanie. 
- Jestem Zayn Malik. Z One Direction
- Ah to o was wspominała moja kuzynka - przypomniałam sobie - dziwie się, ze jara się kimś tak pustym. 
- Nie znasz mnie - warknął
- I nawet nie chce - Spojrzałam się w jego czekoladowe oczy. 
- Nawzajem - Zacisnęłam usta i wróciłam do domu. Co za cholerny dzień. Miałam już go serdecznie dosyć. 
Wbiegłam do łazienki i opatrzyłam swój nos. Na szczęście nic się nie stało. Szczypało, ale dało się normalnie żyć. Przebrałam się w normalne rzeczy i poszłam do pokoju Melani. Oglądała telewizje, jakieś romansidło. 
- Co tam? - usiadłam koło niej i również zaczęłam oglądać. 
- Nudzi mi się - westchnęła - pójdziemy dzisiaj na jakąś imprezę? 
- Możemy iść - podchwyciłam jej pomysł - bierzemy Marthe? 
- Czemu nie? Pewnie zna jakieś fajne miejsca. 
- Pewnie tak - położyłam się. Tak szczerze mówiąc nie miałam ochoty nigdzie wychodzić z obolałym nosem. No, ale raz się żyję. 

~~~~~~~~
Dam dam daaaaaam ! Koniec. ^^ Co sądzicie o rozdziale ? Ujdzie w jakiś tam sposób ?   ; )

niedziela, 14 kwietnia 2013

1 rozdział

1 rozdział : 

Był słoneczny dzień, co oczywiście w Los Angeles było normą. Czekałam aż moja przyjaciółka się do końca spakuje, ponieważ w dniu dzisiejszym wylatywałyśmy z domu dziecka. Mamy 19 lat i nie mamy dokąd się podziać. Dyrektorka i tak nam pozwoliła zostać rok dłużej. Co za łaskawca... Nieważne. Dziś jednak skończyło się życie w tym okropnym miejscu. 
- Skończyłam - westchnęła - możemy ruszać 
 Popatrzyłam się na nią i widziałam, że jest zagubiona. Tyle przeżyła i teraz jeszcze nie ma dachu nad głową. Witamy w XXI wieku. 
- Widziałaś mój naszyjnik? - zapytałam.
Była to pamiątka po mojej matce. Jedyna zresztą. Melani potrząsnęła głową zaczęła mi pomagać w szukaniu. Sprawdziłam pod łóżkiem. Nie ma. W pościeli również ani śladu. Przeszukałam wszystkie szuflady i w nich również pustka. Nigdzie nie było łańcuszka. 
- Jest na szafie - odezwała się czarnowłosa dziewczyna. 
Wzięła krzesło i wspięła się po przedmiot. Miała już go w ręce, ale krzesło się zachwiało. Melani próbowała złapać równowagę, ale na próżno. Runęła na tyłek i zaczęła się śmiać. Naszyjnik leżał koło niej otwarty... zaraz. Otwarty?! Jego przecież nie dało się otworzyć, a przynajmniej ja nie potrafiłam. Podbiegłam do niego i chwyciłam w ręce. Koło niego leżała jakaś kartka poskładana na malutką kosteczkę. Natychmiast ją otworzyłam. 
- Nic mi się nie stało. Dzięki, że pytasz - Odezwała się Melani, ale ja ją zignorowałam. 
Przyjaciółka podeszła do mnie i spytała się co to jest. Przeczytałam go. Był to list pożegnalny od ojca. Napisał tam powód swojej śmierci. Wpadł w bagno? Przecież my nigdy nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Do teraz zastanawiałam się dlaczego to zrobił, ale ta wypowiedź w ogóle mnie nie zadowala. Zabił się, ponieważ chciał mnie chronić? To było kompletnie bezsensu. Jak do tego doszło? 
- Co to jest? - powtórzyła pytanie. 
- List od mojego ojca - podałam jej kartkę. 
Mecze siatkówki... Dzięki niemu zaczęłam ją trenować. Byłam w tym naprawdę dobra. Uśmiechnęłam się pod nosem. On zawsze mnie motywował do treningów, a kiedy mi nie wychodziło  dodawał mi otuchy i nie pozwalał się poddawać. Jednak on sam się poddał. 
- Sam, tak mi przykro - Przytuliła mnie. Po policzkach poleciały łzy, które chciałam ukryć.
Do pokoju wparowała dyrektorka. Odsunęłyśmy się od siebie niechętnie i wstałyśmy z podłogi. 
- Samanto, masz gościa - zastanawiałam się czy dobrze usłyszałam. 
- Ja ? 
- Tak, chodź - wyszła z pokoju, a ja za nią. 
Przemierzałam korytarze w stronę sali spotkań. W dłoni ściskałam wisiorek. Był koloru niebieskiego w wielkości truskawki. Na środku wlepiony był rubin. Przypominał mi o matce, której nigdy w życiu nie widziałam. Która umarła zaraz po moim narodzeniu. Ojciec powiadał, że mam włosy i oczy takie co ona. Podobno odziedziczyłam po niej urodę, a po nim rozum. Tak mi zawsze mówił. 
W sali siedziała drobna kobieta, elegancko ubrana. Miała na sobie czarną spódniczkę okrywającą uda oraz czarny żakiet, a pod nim białą koszulę. Na nogach miała czerwone szpilki, które miały około 14 cm. Była brunetką, a jej włosy były spięte w kucyk. Na twarzy posiadała lekki makijaż. Jej czerwone usta pasowały do jej bladej cery. Nawiasem mówiąc była piękna. Wyglądała na 30 lat. 
Kiedy mnie spostrzegła posłała mi szeroki uśmiech. Wstała z krzesła i podeszła do mnie, łapiąc mnie za ręce. 
- Witaj Samanto! Jak ja Cię dawno nie widziałam - kim ona jest? kompletnie jej nie znałam. Chyba zauważyła moje zmieszanie - Zapewne mnie nie pamiętasz. Jestem Twoją ciocią.
- Ciocią? - rozszerzyłam usta ze zdziwienia. 
- Jestem siostrą Twojej matki. - zrobiło jej się smutno na wspomnienie jej - Kiedyś mieszkałaś w Londynie. Pamiętasz? - kiwnęłam głową - Wtedy Cię odwiedzałam, ale kiedy przeprowadziłaś się z ojcem do LA kontakt się urwał.
- Ty jesteś tą, która przynosiła bajki z Scooby Doo? - coś mi zaświtało w głowie. Gdy byłam malutka ktoś przynosił mi bajki. Scooby Doo była moja ulubioną. 
- A jednak coś pamiętasz - uśmiechnęła się i mnie przytuliła - Nie wiedziałam o śmierci Twojego ojca. Gdyby ktoś mnie poinformował... nie musiałbyś siedzieć w tym czymś - popatrzyła się na pokój krzywo - nieważne. Gotowa do wyjazdu?
- Ale gdzie? 
- Do Londynu kochanie.
- nie mogę zostawić Melani bez dachu nad głową - odwróciłam wzrok od kobiety. 
- A kto to ?
- Moja przyjaciółka. Ona też dzisiaj musi opuścić to miejsce. 
- Niech jedzie z nami. Nie widzę przeszkód - Uściskałam ją. Dziewczyna będzie szczęśliwa kiedy dowie się, że mamy gdzie mieszkać i to w dodatku w Londynie.
- Dziękuję Tobie - Posłałam najszerszy uśmiech na jaki było mnie stać. 
- To idź po rzeczy, ja tu poczekam 
I jak rozkazała tak uczyniłam. Przyłożyłam wisiorek do serca i podziękowałam mamię za opiekę. Pobiegłam do naszego pokoju i rzuciłam się na Melani. 
- Co jest ? - Spytała zaskoczona. 
- Jedziemy do Londynu! Moja ciocia mnie odnalazła no i nas zabiera. Mamy gdzie mieszkać, rozumiesz?!
- Naprawdę?!
Zielonooka podskakiwała z radości. Nie dowierzała moim słowom. Skakałyśmy po naszych łóżkach jak opętane. Cieszyłyśmy się jak dzieci. To był cud. Istny cud. Kto by pomyślał, że w takim momencie pojawi się człowiek z tak wielkim sercem i pomoże osieroconym nastolatką. Wzięłyśmy więc nasze walizki i podążyłyśmy na dół. Kobieta ciepło przywitała moją przyjaciółkę. Pogadały chwile i następnie pożegnałyśmy się z dyrektorką i opiekunami. Nie będę tęsknić za tym miejscem. Co to to nie. Wsiadłyśmy do jej dżipa. Pełen wypas. W środku miała mały ekranik gdzie mogłyśmy oglądać różne filmy lub słuchać muzyki. W końcu czekała nas długa droga. Szczerze mówiąc nie mogłam się doczekać. Nic w tym chyba dziwnego, prawda? Mogę w końcu zacząć wszystko od nowa. 
Kiedy dotarłyśmy na miejsce po raz kolejny szczęka mi opadła z wrażenia. Dom był wielki. Jego ściany były kremowe i składał się z dwóch pięter i prawdopodobnie strychu. Ogród też nie był mały, a wręcz przeciwnie. Był większy niż teren domu dziecka. Wielki basen, różnego rodzaju kwiaty, oczko i ławki. Po prostu żyć, nie umierać. Można ze spokojem posiedzieć i rozmyślać nad wszystkim. W środku nie było mniej olśniewająco. Przepiękny salon w nowoczesnym stylu. Plazma powieszona na ścianie, czerwona kanapa, dwa fotele, a pośrodku nich mały stolik z przezroczystym blatem. Przy oknie stało duże akwarium z kilkoma gatunkami ryb. Kwiaty umilały pomieszczenie przy łososiowych ścianach. Melani i ja dostałyśmy osobne pokoje obok siebie. Mój miał błękitne ściany i jedno szerokie okno zasłonięte białą żaluzją. Szybko je odsłoniłam. Łóżko było dwuosobowe okryte szarą kołdrą i kolorowymi poduszkami. Szafa była spora i przy moich paru ubraniach wydawała się pusta. W narożniku stała toaletka gdzie ułożyłam zaledwie parę kosmetyków. Dwie szminki, maskarę, kredkę do oczu, ajlajner i jeden błyszczyk. Nie przywiązywałam zbyt dużej uwagi do wyglądu. Nie było mnie nawet stać na takie luksusowe gadżety. Rzeczy kupowałam zazwyczaj w sklepach z używaną odzieżą. Na nic innego nie miałam pieniędzy. Powiek krótko. Pokój był przecudowny i byłam nim jak najbardziej zachwycona. Natomiast pokój Melani nie był gorszy. Szare ściany, dwa okna, spore łóżko z czarną pościelą. Nie miałyśmy na co narzekać.
Do pokoju wparowała rudowłosa dziewczyna, której nie kojarzyłam. Wrzeszczała jakby dostała jakiegoś ataku, ale po chwili się uspokoiła.
- Hej. Jestem Martha. Twoja kuzynka - przytuliła mnie, a ja rozkojarzona odwzajemniłam jej uścisk - Bawiłyśmy się zawsze w syreny w basenie - zaśmiała się. Przypomniałam sobie. To Martha, która była nieprzewidywalna i wiecznie wesoła.
- Pamiętam Cię - Uśmiechnęłam się - To jest Melani. Moja najlepsza przyjaciółka.
- Cześć - Przywitały się.
- Dlaczego się tak darłaś? - Spytała czarnowłosa.
- To wy nic nie wiecie? One Direction wraca do Londynu! - znowu zaczęła krzyczeć z podniecenia. Patrząc na nasze miny ucichła i rozszerzyła usta - Nie wiecie kto to One Direction?
- Nie - Obydwie pokiwałyśmy głowami.
~~~~~~~~

Więc koniec pierwszego rozdziału. I co ? Podoba się ? Chce znać każdą opinie ! ; )

sobota, 13 kwietnia 2013

PROLOG

Droga córko ! 

Piszę do Ciebie ten list, ponieważ chcę się pożegnać. Jesteś moim złotym aniołkiem i wiem jak bardzo Cię skrzywdziłem. Zastanawiasz się pewnie dlaczego to zrobiłem. Dlaczego pozostawiłem Cię samą. To nie tak jak wygląda. Wpadłem w wielkie bagno, naprawdę wielkie, które nie posiana dna. Podpadłem pewnemu człowiekowi, któremu zależy na tym co zdobyłem. Jest to bardzo cenne i niebezpieczne. Tylko dzięki mojemu odejściu na tamten świat jestem w stanie Cię ochronić. Gdybym tego nie uczynił zabiłby Ciebie, a tego nie chce. 
Uwierz mi Sam, że to było jedyne wyjście. Owszem trafisz tam gdzie nie chcesz, ale jesteś dzielną dziewczynką i zawsze dasz sobie radę. Tak jak Twoja Matka. Nawet nie wiesz jak będzie mi Ciebie brakować. Chcę byś wiedziała, że to wszystko dla Twojego dobra. Rzeczywiście, brzmi to komicznie, ale jest to stuprocentowa prawda. Nie chcę byś mnie nienawidziła, bo nie taki jest mój cel. Aczkolwiek uczynisz tak jak uważasz. Pamiętasz jak zawsze chodziliśmy na mecze siatkówki? Ile się tam działo! Nie do opisania. A nasze spacery do schroniska? Tam zaadaptowaliśmy Killera. Już w pierwszy dzień zniszczył moje ulubione laczki. Jakie to były czasy... A pamiętasz jak uczyłem Cię jazdy na rowerze? Błagałaś cała posmarkana bym Cię nie puścił. I nie puściłem, prawda? Zawsze mogłaś na mnie liczyć i będzie zawsze. 
Droga Samanto. Przepraszam, że podarowałem Ci tyle cierpienia, ale wcześniej byliśmy tacy szczęśliwy. Nie chce byś o tym zapominała. Bardzo Cię kocham mój złotowłosy aniołku. Jesteś najważniejsza, pamiętaj o tym.
Moja kochana księżniczko. Wiesz, że nie umiem się żegnać. Liczę tylko, że będę z Ciebie dumny tak jak jestem teraz. Wierzę w to, iż dasz sobie radę. To u nas rodzinne. 

Twój kochający Tata
Eric

PS uważaj komu ufasz. 

Bohaterowie

1. 

Samanta  
19 -latka, która wychowywała się praktycznie w domu dziecka. Matka umarła przy porodzie, a ojciec popełnił samobójstwo. Jest niezależna, samodzielna, zamknięta w sobie i wredna. Mimo wszystko potrafi kochać i był miła. Trudno zdobyć jej zaufanie. 



2.

Melani 
Najlepsza przyjaciółka Samanty, poznana w domu dziecka. Jej rodzice zostali zamordowani. Nienawidzi nikogo i niczego, ale jej przyjaciółka jest wyjątkiem. 

3.

Zayn 
Wokalista zespołu One Direction. Ma 20 lat i traktuje płeć żeńską z góry. Interesuje się samym sobą. 

4. 

Harry 
Najmłodszy z zespołu. Ma słabość do zielonych oczu. uwielbia imprezować i zaliczać. Jego motto "Żyj tak jakby nie miało być jutra " 

5. 

Louis 
Miły, kochający i zabawny.Jeden z członków zespołu. Nie skrzywdziłby nawet muchy. 

6.

Niall 
Wiecznie głodny wokalista, który jest wiecznie uśmiechnięty. 

7.

Liam
Najrozsądniejszy z zespołu. Jest tak jakby głową całej piątki. 

8.

Matt
Mieszkaniec Londynu, sąsiad dziewczyn . Ma 20 lat. Pewny siebie i przyjazny. Zawsze można na niego liczyć. 

9.

Martha 
Córka ciotki Anabel. Pozytywnie nastawiona do życia. 18 lat