Wielkimi krokami zbliżał się wieczór, a my nie miałyśmy w co ubrać. Kompletnie o tym nie pomyślałam. Naszym zbawcą okazała się znowu Martha. Pożyczyła nam dwa zestawy. Ja ubrałam sukienkę turkusową, czarne szpilki i torebkę. Do tego drobne dodatki.
Melani założyła czarny żakiet, białą bluzkę z koronką, czarne szorty i szpilki z ćwiekami. Natomiast Martha założyła biało czarną sukienkę i kremowe szpilki.Trzeba było przyznać, że wyglądałyśmy ślicznie. Nawet ja. Skromnie mówiąc. Czekałyśmy już tylko na taxi, ale przed wyjściem ciotka chciała ze mną porozmawiać. Oczywiście nie miałam nic przeciwko i podążyłyśmy do kuchni.
- Pięknie wyglądasz - skomplementowała. Podziękowałam jej skinieniem głowy i małym uśmiechem.
- Czy coś się stało? - spytałam.
- Coś mnie zastanawia - przybrała poważną minę - czy ojciec pozostawił Ci może jakiś spadek. Na przykład jakąś kartkę, której w ogóle nie rozumiesz?
- Nie - odwróciłam wzrok - dostałam tylko list pożegnalny. Znalazłam go niedawno, jeszcze w Los Angeles.
- Co Ci tam pisał? - nie dawała za wygraną.
- Nic takiego. Podobno wpakował się w coś strasznego - westchnęłam ledwo powstrzymując się od płaczu.
- A wiesz może w co?
- Nie, nic nie wiem. A czemu pytasz?
- Po prostu jestem ciekawa - przybrała znowu słodki ton - był moim szwagrem i nic nie wiem, chyba rozumiesz - udała, że wyciera łzę. Miałam złe przeczucia - leć już na tą balangę z dziewczynami - wstała z krzesła i ucałowała mnie w czoło, po czym wyszła z pomieszczenia.
W samochodzie Melani i Martha rozmawiały na temat One Direction. Dowiedziałam się, że jedziemy do klubu, gdzie chłopacy często przebywają. Nie miałam nic przeciwko temu, bylebym nie spotkała tego błazna, jak mu tam... Zayna. Do teraz bolał mnie nos, ale na szczęście nic strasznego mi nie dolegało. Martha miała obsesje na punkcie Nialla , moja przyjaciółka zakochała się w Harrym. Nie miałam zielonego pojęcia jak oni wyglądają i mi to nie przeszkadzało. Jak spojrzałam na kierowcę wiedziałam, że jest już powoli wkurzony piskami dziewczyn "jaki on jest śliczny", "jak on bosko śpiewa", "będzie moim mężem" i inne podobne pierdoły. Nie dziwie się mu, sama miałam ochotę zakleić im usta taśmą, by umilkły. Również nie poznawałam Melani. Zwykle nie przywiązywała się do ludzi w tak krótkim czasie. Odnosiła się do nich bezczelnie i bez szacunku. Nie ufała im, oraz próbowała unikać każdego. A tu taka Martha stała się dobrą kumpelą. Nie żebym była zazdrosna, ale było to dziwnie. Zaparkowaliśmy przed wielkim wejściem do budynku, w którym zaraz miałyśmy się zabawić. Rudowłosa dziewczyna zapłaciła naszemu kierowcy i szybko wyszłyśmy z pojazdu. Ochroniarz spojrzał się na nas i hestem ręki wskazał nam wejście. Słyszałyśmy za plecami piski czekających w kolejce. Jednak zapomniałam o wszystkim gdy zobaczyłam wnętrze. Było wystrzałowo! Ściany były niebiesko czarne pokryte brokatem. Było ciemno, ale reflektory dopasowywały się do rytmu muzyki. Było osobne pomieszczenie do tańczenia i siedzenia. Fotele były białe, a stoliki czarne. Były dwa identyczne bary. Jeden tutaj i drugi na parkiecie. Miejsce cieszyło moje oko. Długo nie siedziałyśmy. Migiem podążyłyśmy na środek wirujących ludzi w tle szybkich nut. Skakałyśmy i obracałyśmy się uwodzicielsko rozpalając powoli pijanych mężczyzn. Wypiłam wtedy już dwa drinki. Tańczyłam z jakimś facetem, nie wiele starszym ode mnie. Wypiłam kolejne litry alkoholu i w końcu straciłam rachubę. Pamiętam, że dziewczyny nie pozwalały mi pić, ale ja robiłam co chcę. Później mój partner taneczny zaczął mnie dotykać po piersiach i tyłku. Odmawiałam mu i odpychałam, ale on nie odstępował. Był coraz bardziej nachalny, a ja zaczęłam krzyczeć głośno. Nikt nie reagowałam. Błagałam o pomoc. Nie pomagało. Czułam jak jego ręką wędruje pod sukienkę i dobiera się do majtek. Ugryzłam go mocno w szyje i puścił ale jednak po chwili mnie złapał i znowu próbowałam mnie zgwałcić. Nagle wylądował na podłodze wyraźnie przez kogoś znokautowany. Spojrzałam przez moje zamglone oczy w stronę mojego wybawcy. Siedziałam skulona w koncie i prosiłam by mnie zostawił. Płakałam cała przestraszona. Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Byłam bez bronna i wyczerpana. Moje ciało drgało z zimna. Poczułam na sobie czyjąś kurtkę. Patrzyłam się na tego kogoś i nie byłam w stanie nawet go rozpoznać. Nie miałam siły i bałam się. Zaczęłam wołać tatę. Chciałam by mi pomógł, przytulił, pocieszył... ale on nie przychodził. Ani znaku. Nie wysłuchał mnie. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i poczułam jak ktoś mnie unosi. Wtuliłam się w pierś nieznajomego i szlochałam. Nie obchodziło mnie kto to jest. Było mi to obojętny, ważne bym się stąd wyniosła. Jak najdalej stąd. Chwyciłam naszyjnik, który wisiał beztrosko na mojej szyi i poczułam się lepiej. Zasnęłam.
***
Obudziłam się w białym pokoju. Przetarłam oczy i nie wierzyłam. To nie był mój nowy pokój. Nie wiedziałam gdzie jestem. Leżałam w ogromnym łóżku, godnym samej królowej. Ubrana byłam w sukienkę, którą miałam wczoraj na sobie. Na kanapie leżał mężczyzna odwrócony tyłem. Nie znałam go. I nagle w jednej sekundzie wszystkie wspomnienia uderzyły mnie jak ogromna fala tsunami. Impreza, alkohol, taniec, chłopak, ręce wędrujące po moim ciele, bohater, strach, przerażenie, płacz, krzyki, sen. Wyskoczyłam z łóżka i spojrzałam na chłopaka. Był opalonym brunetem. Wydawało mi się, że skądś go znam. I kiedy się odwrócił zamarłam. Czy to możliwe, że barani łeb, który walnął mnie drzwiami w nos uratował mnie przed gwałtem?! Obudził się i wydał cichy krzyk. Przestraszyłam go. Nie dziwie się, pewnie sama zareagowałbym podobnie gdyby ktoś stał nade mną tak jak ja stałam. Cofnęłam się i uważnie go obserwowałam. Nie mogłam się odezwać. Zayn błyskawicznie wstał i podszedł do mnie zatroskany.
- Jak się czujesz? - spodziewałam się jakiegoś podstępu. Jego klatka piersiowa sprawiła, że nie mogłam się odezwać. Tylko jedna myśl. Apollo.
- A jak sądzisz? - kazał mi usiąść i wyszedł na chwile z pokoju. Wrócił z tabletką w ręce i szklanką wody. - Dziękuje - rzekłam odbierając jego podarunki - dziękuję, że mi pomogłeś... gdyby nie ty...- do oczy napływały mi łzy.
- Nic nie mów - posłał mi ciepły uśmiech - taka mała rekompensata za nos - zażartował i dotknął miejsce, gdzie mi przywalił. O dziwo, uśmiechnęłam się. Chwyciłam mój wisiorek. Taki tik. Spojrzałam na niego i przeczytałam napis " TO A.M. - PŁOMIEŃ POKAŻE PRAWDĘ". Nigdy nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Nieraz przyglądałam się naszyjnikowi, ale nie zauważyłam tego - coś się stało?
- Nie nic, tylko... - urwałam zastanawiając się nad tym co odkryłam - wiesz co to A.M. ?
zamyślił się, ale po chwili pokręcił głową. Spojrzałam się jego piwne oczy. On również mi się przypatrywał. Nie zauważyłam kiedy nasze dłonie się splotły. Nie przeszkadzało mi to, bo czułam się dobrze w jego towarzystwie. Mimo, że o mało co nie złamał mi nos. Chyba każdy zasługuje na szanse. Przybliżył się do mnie, a ja do niego. Nasze usta dzieliły jedynie minimetry. Z każdą sekunda były coraz bliżej. Kiedy miał już mnie pocałować, zadzwonił telefon. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Odebrałam.
- Sam?! - usłyszałam głos Melani - gdzie Ty jesteś? Cholera jasna, wiesz jak się martwię?! Odpowiedz mi, błagam! Nic Ci nie jest? - panikowała. Zapomniałam, że wróciły beze mnie.
- Nic mi nie jest. Zaraz wrócę do domu.
- Gdzie jesteś?
- No... - nie wiedziałam gdzie jestem. Rany... - nieważne. Zaraz będę - rozłączyłam się i zwróciłam się do Zayna - wiesz może jak wrócę do domu?
- Zawiozę Cię - odsłonił w uśmiechu swoje białe zęby.
Po chwili schodziłam chodami na dół jakoś tam ogarnięta. Po prostu zmyłam rozmazany makijaż i spięłam włosy.
- Oo nowa zdobycz? - usłyszałam czyiś głos za plecami. odwróciłam się i zobaczyłam chłopca w lokach - kim jesteś?
- Ja... jestem Samanta, jestem Sam - nie lubiłam poznawać nowych ludzi. Głupio się jąkałam. Domyślałam się, że to jeden z członków zespołu mulata - a ty ?
- Ja?
- No Ty, przecież ja się przedstawiłam.
- Harry - i z odsieczą zbiegł Zayn.
- Zostaw ją - warknął.
- Brachu spokojnie - podniósł ręce w geście pokoju - sprowadzasz laske, która nie wie kim jesteśmy? - zaśmiał się.
- Nie Twoja sprawa - Założył mi kurtkę na plecy i zostawiliśmy jego współlokatora.
- Wiesz, ja dam sobie radę - zaproponowałam, lecz on już otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam i nie odezwałam się ani słowem, póki nie znaleźliśmy się pod moim domem - dziękuję. Naprawdę jestem Ci wdzięczna.
- Nie dziękuj. Ważne, że nic Ci nie jest - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Następnie wysiadłam i wrócił do domu. Jak odjechał zauważyłam, że mam jego kurtkę.
- Jasna cholera - mruknęłam pod nosem.
~~~~~
koniec rozdziału. Przepraszam za błędy i w ogóle. ; ) Wiem, że akcja szybko się dzieje, ale tak ma być. Rozumiem też, że macie wrażenie, iż będzie to typowe opowidanie o 1D. Poznanie, zakochanie i żyli długo i szczęśliwie. Owszem, początek może się taki zdawać, ale wierzcie mi na słowo. Wszystko się rozkręci w swoim czasie. Wiem już nawet jakie będzie zakończenie i liczę, że was nie zawiodę swoim pomysłem. ; )
KAŻDY KOMENTARZ JEST DLA MNIE MOTYWACJĄ DO DALSZEGO PISANIA ! <3